W poniższym artykule przedstawię krótką i subiektywną opinię na temat inwestowania oraz różnych klas aktywów. Postaram się również wyjaśnić, które instrumenty uważam za odpowiednie i dla kogo.
Nie traktuj jednak tego artykułu jako drogowskazu. Zupełnie inaczej pisałbym pięć lat temu, a możliwe, że za kolejne pięć lat znowu będę miał inne poglądy. Moje podejście ewoluowało na przestrzeni lat i nadal się zmienia. Poniższy artykuł jest sumą moich doświadczeń oraz doświadczeń klientów firm inwestycyjnych, dla których pracowałem przez ponad dekadę.
Zanim przejdę do meritum, chciałbym na początku napisać kilka słów o sobie, dla osób, które trafiły tutaj po raz pierwszy. Dzięki temu będziecie mogli ocenić, czy mam prawo do wyrażania jakichkolwiek opinii i czy moje zdanie może być dla Was wartościowe.
Kim jestem
Mam 41 lat. Przez 12 lat pracowałem w czołowych polskich domach maklerskich. W pozostałych latach mojej kariery zawsze starałem się być raczej bliżej niż dalej od rynku.
Według informacji zawartych w moich PIT-ach zgłoszonych do Urzędu Skarbowego, mój zysk podlegający opodatkowaniu za ostatnie 5 lat przekracza dochód, który osiągnąłem ze wszystkich umów o pracę, działalności gospodarczej oraz najmu w tym samym okresie. Inwestowanie jest więc dla mnie nie tylko sposobem na życie, ale także hobby i ważną częścią mojego życia.
Mój kapitał inwestycyjny nigdy nie przekraczał kilkuset tysięcy złotych. Większość tego, co zarobię, wypłacam i przeznaczam na codzienne potrzeby. Nie jestem, i zapewne już raczej nie będę, „rekinem rynków finansowych”.
Nie mam kredytu. Moim jedynym i najważniejszym zobowiązaniem jest rodzina. Obecnie nie mam stałej pracy, choć przez większą część wspomnianego pięcioletniego okresu byłem zatrudniony na etacie. Obecnie żyję wyłącznie z inwestycji własnych, ale nie jest to do końca mój wybór. Jeśli pojawi się interesująca oferta powrotu na rynek pracy, zamierzam z niej skorzystać.
Przez 12 lat pracy w domach maklerskich zajmowałem się głównie rynkiem Forex. Jednak gdy ktoś z moich znajomych pyta mnie, czy warto grać na Forexie, zdecydowanie to odradzam. Forex jest dla ludzi, którzy naprawdę wiedzą, co robią – a większość ludzi tego nie wie i nie ma predyspozycji, aby się tego nauczyć. Dźwignia i koszty potrafią „zabić” każdego.
Największe pieniądze zarobiłem na rynku kryptowalut. I znów, gdy ktoś z moich znajomych pyta mnie, czy warto inwestować w kryptowaluty, jestem umiarkowanym optymistą. Obecnie jedynie bitcoin stanowi dla mnie aktywo, którego nie odradzam. Jeśli chodzi o pozostałe altcoiny, wchodzimy już na grunt spekulacji, czyli moje królestwo, ale nie jest to miejsce, w którym większość ludzi się odnajdzie.
W co więc warto inwestować? Akcje, obligacje, kruszce, ETF-y, a może wszystkiego po trochu? O tym właśnie będzie ten artykuł. Nie znajdziesz tutaj prawdy objawionej, a jedynie moją subiektywną opinię, która – jak każda opinia – może być jednocześnie błędna i prawdziwa.
Nie traktuj więc tego artykułu jako porady inwestycyjnej. Mimo to mam nadzieję, że dowiesz się czegoś ciekawego, co pomoże Ci podejmować bardziej świadome decyzje inwestycyjne.
Więcej na temat mojej historii i doświadczeń znajdziesz w poniższym artykule.
Człowiek jako inwestor
Zdecydowanie uważam, że każdy powinien inwestować. Przeznaczenie choćby ułamka swoich dochodów na inwestycje może nie tylko pomóc nam lepiej zabezpieczyć się na trudne czasy, ale również sprawić, że staniemy się bardziej odważni i pewni siebie w podejmowaniu innych decyzji życiowych.
Inaczej myśli człowiek, który wie, że nawet jeśli zostanie zwolniony z pracy, będzie mógł przetrwać rok, bazując na swoich oszczędnościach, a inaczej ktoś, komu ledwo starcza na ratę kredytu za mieszkanie.
Posiadając odpowiednio zabezpieczone środki, możemy śmielej negocjować podwyżki, podejmować ryzyko związane ze zmianą pracy na lepiej płatną i ogólnie czuć się pewniej w codziennym życiu. To z kolei często przekłada się na lepszą jakość życia i, nierzadko, na jeszcze większe zarobki.
Jednocześnie uważam, że 90% ludzi nie nadaje się do inwestowania. Brakuje im cierpliwości, wystarczającej wiedzy albo po prostu tego „czegoś”, co sprawia, że poradzą sobie na rynku.
Nawet dobry instrument finansowy w rękach niedoświadczonego inwestora może przynieść złe wyniki. Mimo to, nawet te osoby powinny inwestować jakąś część swoich środków. Powinny jednak robić to w sposób pasywny i długoterminowy, aby inwestowanie nie pochłaniało im całych dni. Im mniej operacji finansowych, tym zazwyczaj lepszy wynik.
Jeśli chcecie angażować się w inwestowanie aktywne i tym samym dołączyć do tych 10%, to musicie być przygotowani na to, że wymaga to odpowiedniego wysiłku, ciągłej nauki i pracy – a nawet wtedy sukces nie jest gwarantowany.
Strategia „kup – zapomnij”. Inwestycja w ETF
Dla większości instrumentów finansowych tego typu podejście się nie sprawdza. Nie można kupić akcji danej spółki i nie śledzić, co się z nią dzieje. To samo dotyczy kryptowalut oraz wszelkich form inwestycji alternatywnych.
Jednak jeśli ktoś pyta mnie, w co powinien inwestować, najczęściej doradzam wybór niskokosztowych ETF-ów opartych na akcjach oraz zwykłych, prostych obligacji skarbowych. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś pyta o to, prawdopodobnie nie zajmuje się inwestycjami zawodowo i nie ma czasu poświęcać na nie kilku godzin tygodniowo. Zazwyczaj są to osoby, które znam, więc mam na ich temat pewne informacje.
Taka osoba powinna wybrać instrument, który z 90% prawdopodobieństwem będzie warty więcej za 20, 30 czy 50 lat. ETF-y oparte na indeksach giełdowych, a więc de facto na akcjach, spełniają te kryteria – choć nie wszystkie. Uważam, że im szerzej inwestujemy, tym lepiej.
Unikałbym ETF-ów branżowych lub tych opartych wyłącznie na jednym kraju, gdyż wiąże się to z dużym ryzykiem, że coś pójdzie nie tak. Przykładem indeksu, który lubię i mogę polecić w miarę bez obaw, jest MSCI World, czyli indeks oparty na spółkach z krajów wysoko rozwiniętych.
Zaletą tego typu produktów jest to, że same dostosowują się do zmieniającego się świata. Jeżeli jakiś kraj rozwija się szybciej, to jego udział w indeksie wzrasta, co ciągnie indeks ku górze. Działa to również w drugą stronę – kraje, których spółki się nie rozwijają, mają z biegiem czasu coraz mniejszy udział w indeksie.
Indeks MSCI World jest częścią mojego portfela publicznego, o którym od czasu do czasu piszę na blogu. Od początku jego istnienia publikuję wszystkie przeprowadzone operacje oraz regularnie podaję jego stan.
W portfelu publicznym posiadam także ETF oparty na polskiej giełdzie, a konkretnie Beta ETF na mWig40. Jest to jednak niewielka część mojego portfela, i w tym przypadku nie poleciłbym tego indeksu osobie bez doświadczenia i większej świadomości. Polski rynek niesie za sobą duże ryzyko.
W części prywatnej posiadam również ETF-y oparte na S&P 500, czyli największy na świecie indeks rynku amerykańskiego.
Uzupełnieniem tego wszystkiego powinny być obligacje, o których napiszę jednak w dalszej części artykułu.
Akcje
Inwestowanie w pojedyncze akcje to metoda, z którą zdecydowanie się zgadzam i uważam ją za dobrą. Jednak muszę podkreślić, że nie nadaje się ona dla większości społeczeństwa. Większość ludzi nie ma kompetencji, aby wybrać zdrową fundamentalnie spółkę, generującą dobre wyniki i mającą świetlaną przyszłość.
Decydując się na inwestowanie w akcje, trzeba śledzić, co się dzieje w danej spółce, znać jej bieżące wyniki finansowe, rozumieć otoczenie, inne spółki w sektorze, umieć je porównywać i oceniać perspektywy. Istnieje wiele czynników, które trzeba znać i na które należy właściwie reagować.
Aby dobrze inwestować w akcje, trzeba mieć podstawową wiedzę z zakresu finansów, przedsiębiorczości, psychologii oraz zdrowy rozsądek. Najważniejsze jednak jest to, że potrzeba czasu. Nie dajcie sobie wmówić, że można skutecznie i długoterminowo inwestować w akcje, poświęcając na to tylko kilka godzin miesięcznie.
Inwestowanie w akcje polecam więc tym, którzy mają czas i są gotowi go poświęcić na analizę. Może to być dobry wybór również dla osób, które zawodowo związane są z daną branżą, pracują w spółce giełdowej i znają ją od podszewki – wówczas w ramach pracy wykonują część niezbędnej analizy.
Jeśli nie spełniacie tych kryteriów, lepiej odpuścić sobie inwestowanie w pojedyncze akcje, ponieważ wybór spółek sprowadzi się do loterii, a w loterii prawdopodobieństwo sukcesu nie jest po Waszej stronie.
Dodatkowo, warto zauważyć, że choć rynek akcji jako całość rośnie, większość spółek prędzej czy później traci na wartości. Przykładem jest największy na świecie indeks giełdowy S&P 500, który dziś obejmuje zupełnie inne spółki niż 50 lat temu.
Gdyby 50 lat temu można było kupić ETF oparty na całym indeksie i trzymać go do dzisiaj, osiągnęlibyście bardzo przyzwoity zwrot. Średnioroczna stopa zwrotu po uwzględnieniu inflacji wyniosłaby 7,8%. Gdyby jednak podzielić ten kapitał i zainwestować proporcjonalnie w największe spółki z tamtego okresu, nadal bylibyście na plusie dzięki firmom takim jak General Electric, Procter & Gamble czy IBM. Ale również załapalibyście się na takich gigantów tamtych czasów jak Kodak, który w 2012 ogłosił bankructwo, czy Xerox, który już nie istnieje jako samodzielna firma. Stopa zwrotu byłaby więc znacznie mniejsza.
Lubię akcje również za to, że często poza wzrostem wartości oferują dodatkową wartość w postaci dywidendy. Jeśli już kupuję akcje, to najczęściej spółki dywidendowe wybieram do swojego portfela. Dzięki temu nie tylko zyskuję na wzroście wartości akcji, ale też mam stały dopływ gotówki. Wybór spółek dywidendowych pozwala mi również wstępnie odróżnić zdrowe spółki od tych o mniej stabilnej sytuacji finansowej, co znacznie zmniejsza ryzyko nietrafionych inwestycji.
Oczywiście, takie inwestowanie ma również swoje wady, ponieważ spółki dywidendowe to najczęściej przedsiębiorstwa rozwinięte, od których trudno oczekiwać spektakularnych wzrostów w krótkim okresie.
Mimo wszystko nie polecam inwestowania w indywidualne akcje większości osób. Nawet poświęcenie dużej ilości czasu nie gwarantuje sukcesu. Statystyki pokazują, że zdecydowana większość inwestorów indywidualnych oraz profesjonalnych zarządzających nie jest w stanie pobić wartości indeksów giełdowych w długim okresie.
Może więc lepiej wykorzystać ten czas na rozwój własnych kompetencji zawodowych i zwiększenie dochodów z innych źródeł, a nadwyżkę przeznaczyć na inwestycje.
Obecnie praktycznie nie inwestuję w pojedyncze akcje. Po prostu szkoda mi czasu na analizę, ponieważ wiem, że poświęcając go na inne projekty inwestycyjne, zarobię prawdopodobnie więcej.
Akcje są jednak dobrym instrumentem bazowym. Uważam, że warto w nie inwestować, ale niekoniecznie samodzielnie.
Skoro nie samemu to może poprzez fundusz?
Inwestowanie za pośrednictwem funduszy to jedna z możliwych dróg, ale ważne jest odpowiednie dobranie funduszu. Taki fundusz powinien być tani i prosty w zarządzaniu. Wysokość opłat za zarządzanie przekraczająca 1% rocznie powinna już wykluczyć dany fundusz z naszej listy. W ten sposób praktycznie wszystkie polskie fundusze akcyjne zostają odrzucone.
Nie dajcie się zwieść zapewnieniom, że opłata za zarządzanie wynika z tego, że sztab analityków działa lepiej niż rynek. W rzeczywistości połowa tej opłaty, a często nawet więcej, przeznaczana jest na cele marketingowe i wynagrodzenia dla sprzedawców.
Prawda jest taka, że zarządzający funduszami rzadko kiedy w długim terminie biją rynek. Dlatego też płacenie za ich pracę wyższych opłat nie ma większego sensu.
Jestem zwolennikiem funduszy, ale przede wszystkim tych pasywnie zarządzanych. Najłatwiej dostępne są one w formie ETF-ów notowanych na giełdzie. Na inne fundusze nie warto zwracać większej uwagi. Nie oznacza to, że wszystkie pozostałe fundusze są złe – jest wiele solidnych funduszy, ale ryzyko trafienia na fundusz, który tylko chwilowo dobrze się prezentował, ale ma już za sobą najlepszy okres, jest zbyt duże.
Mimo że taki sposób inwestowania uważam za najlepszy dla zdecydowanej większości inwestorów, należy pamiętać, że inwestowanie w ETF-y oparte na akcje nie jest dla każdego. Aby miało to sens, trzeba mieć długoterminową perspektywę. To nie jest inwestycja na rok czy dwa, ale raczej na dziesięciolecia, co czyni ją idealną dla osób budujących plan emerytalny w wieku od 20 do 55 lat. Dla osób starszych warto szukać instrumentów o mniejszej zmienności.
Forex i kontrakty terminowe
Praktycznie odradzam inwestowanie na rynku Forex każdemu. W moim rozumieniu Forex to inwestowanie z dźwignią w instrumenty walutowe oraz w instrumenty CFD oparte na innych aktywach, takich jak indeksy czy towary, przy wykorzystaniu brokera forexowego. Uważam, że ten rynek nadaje się może dla 1% społeczeństwa. Choć możliwe jest zarobienie pieniędzy na Forexie, jest to wyjątkowo trudne.
Jednym z największych problemów, które dostrzegam wśród brokerów forexowych, jest to, że nie mogę samodzielnie wystawiać zleceń, które wchodzą do order booka. Mogę jedynie akceptować ceny narzucone przez brokera, co sprawia, że na samym początku jest to gra mocno niesymetryczna – na korzyść brokera.
Uważam, że znacznie uczciwsze są kontrakty terminowe notowane bezpośrednio na giełdach. Choć również mają dźwignię, to jednak ja mogę być osobą, która tworzy rynek. Gdy cena danego instrumentu wynosi 99/101, mogę wystawić zlecenie kupna po 99 i czekać, aż ktoś zdecyduje się sprzedać mi ten instrument. Natomiast u brokera forexowego mogę jedynie kupić po 101.
Dodatkowo pojawia się kwestia swapów, czyli kosztów utrzymania pozycji przez noc. W przypadku brokerów forexowych praktycznie eliminuje to możliwość grania długoterminowego. Natomiast na kontraktach giełdowych nie ma swapów, co pozwala mi trzymać pozycję aż do wygasania.
Tak jak oceniłem forex na 1% pod kątem osób, dla których ten rynek się nadaje, tak kontrakty terminowe oceniam na 5%, co wciąż jest bardzo małym odsetkiem. Mimo wszystko, dźwignia jest tutaj czynnikiem, z którym nigdy nie ma żartów.
Sam jednak gram na kontraktach i okazjonalnie na Forexie. Uważam, że prawie wszystkie instrumenty mogą być dostępne dla ludzi. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że te instrumenty są złe dla każdego. Nie mam również nic przeciwko instytucjom oferującym te produkty – skoro jest zapotrzebowanie, musi być też podaż. Ludzie potrzebują emocji, ale ważne jest, aby byli świadomi, na co się piszą i jakie mają szanse.
Inwestycja w kruszce.
Osobiście nie inwestuję w kruszce, ani w złoto, ani w srebro. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałbym je posiadać i bardzo możliwe, że za parę lat, wraz ze wzrostem wartości moich aktywów, niewielką część środków przerzucę na złote sztabki lub monety.
Złoto nie do końca jest dla mnie aktywem inwestycyjnym. Jest to bardziej aktywo, które pozwala zachować wartość, zabezpieczyć się przed inflacją oraz lepiej się czuć w niepewnych czasach. I w tym celu chciałbym je posiadać. Złoto jednak nie generuje wartości dodanej, nie wypłaca dywidendy, a w długim okresie trudno oczekiwać, że pozwoli zarobić istotnie więcej niż inflacja. Jest to bardzo dobry nośnik wartości, ale nie aktywo inwestycyjne.
Mimo wszystko uważam, że każdy powinien mieć choć trochę tego typu aktywów w swoich zasobach. Nie powinien to być wybór na początku swojej drogi inwestycyjnej, ale powinniśmy go traktować jako uzupełnienie już posiadanego majątku.
Ogromnym minusem złota jest to, że sam jego zakup i sprzedaż generuje koszty, które nie są małe. W żadnym wypadku nie jest to więc „inwestycja krótkoterminowa”. Nie będę jednak wchodził w szczegóły, gdyż nie czuję się na tym rynku ekspertem. Jak zaznaczyłem wcześniej, sam złota nie kupuję i raczej nie rekomenduję jego zakupu osobom, które dopiero zaczynają budować swój kapitał.
Podobne zdanie mam co do srebra, z tym że tutaj dodatkowo widzę duże ryzyko, że w długim terminie jego wartość wcale nie musi rosnąć i może okazać się, że srebro nie będzie dobrym nośnikiem wartości. Osobiście nie planuję zakupu srebra ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości – przynajmniej na dany moment. Inwestując w srebro, zaczynamy powoli bawić się w spekulację.
Ta inwestycja może okazać się bardzo rentowna, ale polecam ją wyłącznie osobom, które odrobią pracę domową, dowiedzą się, jakie czynniki wpływają na jego cenę, jaka jest przewidywana podaż, a jaki popyt, oraz która ze stron ma większe szanse na zwycięstwo.
Kolejnym argumentem przeciwko inwestowaniu w kruszce są koszty ich przechowywania. Jeżeli mamy dwie, trzy złote monety, to możemy je trzymać w domu. Jednak jeżeli mówimy już o kilku sztabkach o wartości kilkuset tysięcy lub kilku milionów, to trzymanie ich pod materacem generuje zbyt duże ryzyko i stres. Potrzebne więc będzie dodatkowe zabezpieczenie lub wynajęcie bezpieczniejszego miejsca, jak chociażby skrytka bankowa. Są to jednak dodatkowe koszty, które zmniejszają nasz ogólny wynik.
Obligacje skarbowe
Obligacje skarbowe to kolejny instrument, który mogę polecić niemal każdej osobie. Im jesteś starszy, tym większy udział powinny stanowić w Twoim portfelu. Dla osób młodych niekoniecznie są to wymarzone aktywa, a właściwie tylko ich akceptacja ryzyka będzie decydować o udziale obligacji w portfelu. Im większa akceptacja ryzyka, tym obligacji powinno być mniej.
Ja już nie jestem bardzo młody i cenię sobie obecność obligacji wśród moich aktywów inwestycyjnych. W moim publicznym portfelu stanowią one około 30% składu. W całości moich aktywów również się znajdują, ale jest to już tylko kilka procent. Zakładam jednak, że im większy majątek uda mi się zgromadzić, tym ta proporcja będzie rosła.
Ostatnie lata to okres wysokich stóp procentowych, więc dużo łatwiej było nabywać papiery wartościowe. Obecnie za ich pomocą można zabezpieczyć sobie wartości na poziomie około 6% przynajmniej na najbliższe 3 lata, co przy inflacji powoli wracającej do norm wydaje się atrakcyjne.
Obligacje są też dobrym rozwiązaniem dla wszystkich tych, którzy są zmęczeni poszukiwaniem coraz to lepszych lokat, które najczęściej są dostępne wyłącznie dla nowych środków. Z jednej strony blokujemy środki na dłuższy okres, ale z drugiej strony odpada nam ciągła praca związana z poszukiwaniem okazji inwestycyjnych.
Inwestowanie w waluty na rynku SPOT
Nie uważam wymiany jednej waluty na drugą za inwestowanie, chyba że wiąże się to z dalszymi działaniami. Na przykład, jeśli uzyskujemy wyższe oprocentowanie, kupujemy obligacje lub inne aktywa. Wtedy za taką inwestycją stoi już jakaś głębsza myśl, a sama inwestycja sprowadza się do ryzyka związanego z zakupionym aktywem.
Jeżeli po prostu wymieniamy złotówki na dolary i trzymamy je w szafie lub na koncie bankowym, to jest to jedynie dywersyfikacja aktywów nieinwestycyjnych. Może to mieć jakiś sens, ale nie można tego nazwać inwestycją.
Osobiście staram się jak najmniej środków przetrzymywać w formie gotówki. Uważam, że jeżeli gotówka nie pracuje, to traci na wartości. Moje inwestycje prowadzone są jednak w wielu walutach.
Kryptowaluty
Na koniec chciałbym poruszyć temat kryptowalut. To aktywa, które pozwoliły mi spłacić kredyt hipoteczny, kupić dom i prowadzić stosunkowo bezpieczne życie na umiarkowanym poziomie. Mimo to, zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że polecam je w celach inwestycyjnych. Codziennie powstaje 10 000 nowych projektów kryptowalutowych, z czego może 1% ma na celu rozwiązanie rzeczywistego problemu. Pozostałe 99% to najzwyklejsze oszustwa, mające na celu wyłącznie przejęcie środków innych uczestników rynku.
Skupmy się jednak na tym 1%. Uważam, że z wśród tego 1% krypto aktywa, które mają zespół programistów, cel i misję przetrwa może 5% przez kolejne kilka lat. Za 20 lat z tego 1% pozostanie zaledwie ułamek procenta. Skoro tylko 1 na 10 000 projektów ma szansę na sukces, jak wybrać ten, który pozwoli nam osiągnąć zyski? Da się to zrobić, ale wymaga to ogromnej pracy, poszukiwań, wiedzy i odrobiny szczęścia. Poza Bitcoinem, raczej nie jest to gra długoterminowa.
Moim zdaniem, za 10 lat wśród obecnych 100 najlepiej wycenianych projektów Bitcoin powinien być więcej wart, a może dołączą do niego 2-3 inne projekty. Pozostałe prawdopodobnie się rozmyją, zostaną zastąpione przez inne lub po prostu znikną.
Bariera wejścia na rynek kryptowalut jest stosunkowo niska. Dobry zespół programistów, kapitał na start, przyzwoity marketing i już mamy gotowy nowy blockchain. Ethereum powstało w 2015 roku, Solana i BNB w 2017, Sui w 2023. Mamy także całą masę podstawowych blockchainów, które rosną jak grzyby po deszczu, a dodatkowo dochodzą tzw. warstwy drugie, które również rywalizują między sobą.
Liczba projektów będzie rosła zapewne szybciej niż kapitał, który napływa na rynek kryptowalut, co oznacza, że projekty te będą musiały dzielić się tymi środkami. Presja podażowa będzie więc rosła.
Z całego mojego portfela kryptowalut tylko 20% trzymam inwestycyjnie. Reszta służy mi jako narzędzie do arbitrażu i market makingu, czyli handlu algorytmicznego. Dzięki temu generuję zyski. Gdybym nie miał tych narzędzi, nie trzymałbym żadnych środków w kryptowalutach.
Jedynie Bitcoin przekonuje mnie w długim okresie. Jego technologia jest praktycznie nieruszalna, a wartość oparta jest na wierze użytkowników, że ma to sens. Zdaję sobie sprawę, że to nie są mocne fundamenty, ale podobnie jak wartość dolara czy euro, opiera się na zaufaniu ludzi.
Bitcoin ma jednak wiele przewag. Nikt nie wydrukuje dodatkowych Bitcoinów, a jego podaż została zaprojektowana na maksymalny poziom 21 000 000. Więcej nigdy nie będzie, a nawet liczba ta sukcesywnie spada z powodu zgubionych adresów czy błędnie wysłanych Bitcoinów.
Za dolarem stoi rząd USA i FED, a za złotówką polski rząd i NBP. Żadna z tych walut nie jest poparta złotem ani innymi aktywami. Ich podaż jest jednostronnie ustalana przez organy nadzorujące i w długim okresie stale rośnie.
Za Bitcoinem stoją miliony, a może już setki milionów ludzi, którzy mogą globalnie uznać go za najbezpieczniejszą formę aktywa finansowego. Jego największą zaletą jest to, że nie da się nim manipulować, co może mieć ogromne znaczenie w niepewnych czasach. Jeśli do tego dołączą się kraje uznające Bitcoina za aktywo międzynarodowe, mamy praktycznie pewność, że jego kurs wystrzeli.
W Salwadorze Bitcoin jest uznawany jako waluta narodowa. W Stanach Zjednoczonych Donald Trump, mówi o chęci uczynienia Bitcoina częścią rezerw federalnych. Zdaję sobie sprawę, że to mogą być jedynie przedwyborcze obietnice, ale to nie jest bez znaczenia. Ogólna akceptacja rośnie.
Oczywiście, nie można wykluczyć, że Bitcoin nie stanie się globalnym aktywem. Może za kilka lat wszystko runie, a studenci ekonomii będą uczyć się o Bitcoinie na zajęciach razem z historią hossy tulipanowej z XVII wieku. Nie wiem tego, ani nie stawiam na Bitcoin jako na pewnik.
Mimo wszystko, ta idea do mnie przemawia i w pełni ją popieram. Bitcoin wraca kontrolę do zwykłych ludzi i zwiększa ich wolność finansową. Pamiętajmy jednak, że są to górnolotne hasła, a w świecie inwestycji trzeba twardo stąpać po ziemi. Uważam Bitcoin za atrakcyjne aktywo i mógłbym polecić go jako część portfela inwestycyjnego, ale nigdy nie powinien to być znaczący udział. Może to być kilka, maksymalnie kilkanaście procent, ale nie więcej.
Traktuję Bitcoina podobnie jak złoto. To interesujące aktywo dla osób, które już zgromadziły jakiś majątek i są gotowe zaryzykować niewielką część. Pomimo możliwości dużych wzrostów, Bitcoin wiąże się z ogromnym ryzykiem i nie można o tym zapominać.
Co do pozostałych kryptowalut, polecam je jedynie pasjonatom, którzy są gotowi przeszukiwać ten świat w poszukiwaniu najbardziej wartościowych i niedocenionych projektów. Należy mieć odpowiednią wiedzę, a rynek traktować jako spekulacyjny i krótkoterminowy. Nie przywiązywałbym się do żadnego projektu w dłuższej perspektywie.
Podsumowanie
Inwestowanie to nie jest prosta sprawa, ale można je takim uczynić. To już tylko nasz wybór. Możemy wybrać prostszą, pasywną drogę, gdzie ilość materiału do ogarnięcia wcale nie jest aż tak duża, lub zdecydować się na bardziej zaawansowaną ścieżkę, którą sam podążam, czyli w pełni się temu poświęcić. Druga droga wcale nie zwiększa szansy na sukces.
Nikt za Was nie podejmie decyzji. Jeśli zdecydujecie się na trudniejszą drogę, musi Wam to sprawiać przyjemność; inaczej trudno oczekiwać dobrych wyników. Osobiście raczej nikomu nie polecam tej drogi, ponieważ wychodzę z założenia, że zdecydowana większość ludzi podejdzie do niej bardzo powierzchownie.
Na koniec pozostaje mi życzyć Wam powodzenia, niezależnie od drogi, którą wybierzecie.