Przez ostatnie 6 lat zajmuję się spekulacją na rynku krypto. Zaczynałem w 2019 roku, gdy bitcoin kosztował około 3 000 USD, czyli ponad 30 razy mniej niż teraz. W tym czasie ja, mój dwuosobowy zespół oraz stworzone przez nas roboty wykonaliśmy ponad 1 milion transakcji, z czego ponad 99% na rynku spot. Głównie były to transakcje arbitrażowe i market makingowe. Początkowy, bardzo niewielki kapitał pomnożyliśmy ponad 100-krotnie. Kwota 4-cyfrowa zamieniła się w 7-cyfrowe zyski.
Największe pieniądze wpadły nam podczas poprzedniej hossy, właśnie gdy bitcoin wzrósł z 3 tysięcy do 65 tysięcy. Pieniądze po prostu leżały na ulicy i wystarczyło się po nie schylić. Podczas kolejnej, czyli w sumie jeszcze obecnej hossy (piszę to w październiku 2025 roku), również zarobiliśmy przyzwoite pieniądze, ale gdybyśmy na dołku kupili za wszystko bitcoina i trzymali go do dzisiaj, wynik byłby porównywalny. Nasz kapitał znacząco urósł, a rentowności pospadały. Rynek stał się dojrzalszy i przez to dużo trudniejszy. 75% wyniku już zrealizowaliśmy, reszta gra dalej.
Piszę to nie po to, aby się chwalić, ale aby zaznaczyć, że wydaje mi się, że mogę powiedzieć, iż mam o tym rynku jakieś pojęcie. Spekulacja i analiza to moja pełnoetatowa praca.
Refleksje po 6 latach
Jednocześnie po tych 6 latach dochodzę do wniosku, że nie mam większego pojęcia o rynku krypto. Nie znam się na technologii i tylko z grubsza rozumiem, czym jest blockchain. Zdecydowana większość projektów, na których spekuluję, nic mi nie mówi i rzadko wiem, czym się zajmują. Dużo częściej nie mam o nich zielonego pojęcia.
Jeszcze jakiś czas temu może i miałem ambicje, aby próbować to zrozumieć, ale obecnie po prostu żal mi na to czasu, bo i tak nie wpłynie to na mój wynik, przynajmniej nie przy moim core biznesie. Projektów jest tyle, że nie jestem w stanie realnie zrozumieć nawet 1% z nich. Po co więc tracić czas? Lepiej pójść na trening.
Nie mniej jednak ciągle szukam jakiejś nowej drogi, aby się zdywersyfikować i poszerzyć stosowane techniki. Przez jakiś czas interesowałem się launchpoolami i launchpadami. Niestety, to bardzo często wymaga kupowania i trzymania na stałe tokenów, najczęściej tokenów natywnych konkretnych giełd. Mimo że zajmuję się rynkiem krypto, nie lubię ryzyka, a trzymanie czegoś innego niż bitcoin na stałe wydaje mi się pozbawione sensu.
Launchpool i tokeny giełdowe
Mimo wszystko launchpoole okazały się całkiem niezłym pomysłem. Dzięki trzymaniu tokenów wybranych giełd praktycznie w każdym tygodniu dostawałem tokeny nowych projektów za darmo. Sprzedawałem wszystko od razu, na samym początku, bez zastanawiania się, czym dany projekt jest i czy ma jakiś potencjał.
Później jednak doszedłem do wniosku, że rentowność na poziomie 10–20% rocznie przy tak wysokim ryzyku to zbyt mało. Kilka miesięcy temu sprzedałem praktycznie wszystkie tokeny giełdowe, jakie posiadałem. Zostawiłem sobie jedynie BNB z racji wysokiej rentowności tego projektu oraz KNG i ZND, gdyż są to polskie projekty i kibicuję ich rozwojowi. Dodatkowo łatwiej mi o informację, co tam się dzieje.
Doświadczenia z kontraktami perpetual
Jakieś 2–3 lata temu byłem też dużo aktywniejszy na rynku kontraktów typu perpetual, gdzie zawierałem transakcje przeciwstawne pomiędzy różnymi giełdami. Nawet strategie te przynosiły jakieś pieniądze przez jakiś czas, ale było to obarczone bardzo dużym stresem, szczególnie gdy przez rynek przetaczała się jakaś wichura. Czasami po prostu nie byłem w stanie na czas przelać środków pomiędzy giełdami i jedna z nóg mojej pozycji była zamykana na margin callu, narażając mnie na ogromne ryzyko zmiany ceny aktywa bazowego. A ja w tym czasie słodko sobie spałem albo, co gorsza, budziłem się co kilka godzin, aby sprawdzić, czy wszystko jest ok.
Po wielu nieprzespanych nocach zaprzestałem tego. Stwierdziłem, że na rynku spot mogę osiągnąć więcej albo przynajmniej tyle samo, ale za to dużo mniejszym emocjonalnym kosztem. Tak więc rynek kontraktów odszedł w zapomnienie.
Teoria shortowania absurdów
Wróciłem do niego na początku roku, gdyż chciałem sprawdzić pewną teorię i właśnie o tym będzie ten artykuł. Teoria sprowadza się do tego, że mam wewnętrzne przekonanie, że 95% projektów na rynku krypto — mówię tylko o projektach notowanych na popularnych CEX-ach — to tak naprawdę nic niewarte projekty, których cena prędzej czy później będzie dążyła do zera. Przetrwa jedynie bitcoin i może jeszcze kilka projektów. Pozostałe pojawią się, zrobią większe lub mniejsze zamieszanie, a potem znikną.
Dlaczego więc nie shortować wszystkiego jak leci? Podszedłem do tego jednak dużo bardziej wybiórczo. Zacząłem wyszukiwać projekty, które są po prostu absurdami rynkowymi i których cena w mojej opinii jest znacząco przewartościowana. To było kryterium numer jeden. Kryterium numer dwa — pozytywne fundingi przez dłuższy okres czasu na rynku kontraktów typu perpetual.
Dla osób niewtajemniczonych: podstawowym założeniem fundingów jest wyrównanie cen rynkowych pomiędzy kontraktami a rynkiem spot. Jeżeli cena futuresa jest znacząco wyższa od ceny spot, to najczęściej fundingi są dodatnie i mają na celu zachęcać inwestorów do otwierania krótkich pozycji. Piszę „najczęściej”, gdyż nie zawsze tak jest. Wtedy właściciele długich pozycji płacą właścicielom krótkich pozycji.
Jeżeli z kolei cena futuresa jest sporo niższa od ceny spot, fundingi są ujemne i zarabiają osoby mające długą pozycję. Czyli wtedy shorty płacą longom. Tutaj muszę zaznaczyć, że mechanizm fundingów został tak skonstruowany, że zdecydowanie częściej są one dodatnie, nawet wtedy gdy cena futuresa jest niższa od ceny spot.
Możliwości tworzenia strategii w teorii bez ryzyka jest całkiem sporo. W praktyce ryzyko jest całe mnóstwo. Nie będę jednak wnikał w ich specyfikę ani dokładnie omawiał wzoru, jak liczy się wartość fundingów. To zostawię sobie na inny artykuł albo zostawię to Wam do sprawdzenia, jeżeli temat Was zainteresuje.
Pierwsze testy i mały kapitał
Wpłaciłem więc 2 tysiące dolarów i zacząłem shortować wybrane coiny. Stwierdziłem, że jak stracę 2 tysiące USD, to mnie to specjalnie nie zaboli, a może urodzi się z tego jakiś trwalszy pomysł. Otwierałem pojedyncze pozycje maksymalnie za kilkaset dolarów. Z czasem suma wszystkich moich małych pozycji urosła do około 3 tysięcy dolarów, a wycena konta przez długi okres wahała się około zera. Można więc powiedzieć, że moja dźwignia wynosiła 1:1,5. Mimo że cena samych tokenów z grubsza się nie zmieniała, codziennie dostawałem wynagrodzenie w postaci fundingów.
Shortowałem takie projekty jak Trump, Melania, Dogecoin, Fartcoin, Pi, Chillguy, Bonk i jeszcze kilka innych. Maksymalnie 500 USD na każdy projekt, a często szczególnie na początku dużo mniej. Wolałem mieć więcej projektów, ale za mniejszą kwotę. Mniej więcej gdy cena spadała o połowę, zamykałem pozycję i czasami zdarzało mi się ją powtarzać, jeżeli znowu wzrosła.
Powoli kapitał rósł. Po kilku miesiącach wzrósł do 3 000 USD. Rosła też powoli pozycja. Dźwignia jednak dalej nie przekraczała 1,5. Od czasu do czasu dokładałem nowe pozycje, których wycena wydawała mi się całkowicie nieuzasadniona.
Nagły wzrost portfela
Ostatnio, w nocy z 10 na 11 października, przez rynek przetoczyła się ogromna fala wyprzedaży i wartość portfela skoczyła skokowo do 5 000 USD. W ciągu jednej nocy wszystkie moje pozycje, oprócz jednej, zostały zamknięte na TP. Miałem wtedy otwartych 10 krótkich pozycji. Ta jedyna pozycja, która nie została zamknięta na TP, została zamknięta zgodnie z mechanizmem autodeleveragingu (ADL), czyli takim nieoficjalnym systemem, w którym giełdy chronią siebie (i dymają) swoich klientów. Gdybym miał ustawiony TP na tej pozycji, zysk byłby większy. Chociaż to tez jest temat warty zbadania, dlaczego pozostałe pozycje nie zostały zamknięte przez ADL.
Tak więc po raz pierwszy od pół roku nie mam żadnej pozycji w ramach tej strategii. Nie wpadają mi też żadne zyski z fundingów. Na razie czekam, aż rynek się odbuduje, aby znowu pootwierać nowe shorty i powoli budować pozycję. Inwestorzy na szczęście mają krótką pamięć i będą znowu powtarzać te same błędy.
Podsumowanie wniosków
Jest to dobry moment, aby zrobić pewne podsumowanie i zastanowić się, czy taka strategia ma w ogóle sens i czy warto władować w nią większy kapitał, a jeśli tak, to na jakich zasadach.
Z jednej strony wydaje się, że ma. Wartość konta urosła z 2 000 do 5 000 USD. Jest to jakaś miara sukcesu.
Z drugiej strony mam za sobą prawie 15 lat doświadczenia w pracy w domach maklerskich i wiem, że największe majątki były tracone właśnie na krótkich pozycjach. Rynek może spaść jedynie o 100%, ale wzrosnąć może o 1 000% albo i więcej. A mówimy tutaj o rynku krypto. Jest to rynek pełen absurdów i niedorzecznych wycen.
I co z tego, że mogę mieć rację i że za 5–10 lat dany projekt przestanie istnieć, gdy po drodze jego wycena wzrośnie 100-krotnie, całkowicie niszcząc moje konto?
W grę wchodzi także psychologia: chęć uśredniania w górę, dokładania do pozycji, szybkiego odrobienia straty i wiele innych pułapek, które czyhają z każdej strony. Z doświadczenia wiem, że nie zawsze jestem na nie odporny.
Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że strategia rzeczywiście ma sens. Może się okazać, że ma, ale tylko do czasu. Może przyjdzie altcoin sezon i wybije mi ten pomysł z głowy. Albo może strategia ma sens w rękach wytrawnego analityka, który lepiej niż ja potrafi ocenić sensowność projektów.
Stop lossy i zarządzanie ryzykiem
Kolejny temat to stop losy. Fundament tradingu. Czy powinienem ich używać? Nie sądzę. Gdybym tak zrobił w pierwszym podejściu, skończyłbym prawdopodobnie z niczym. Wiele coinów, które posiadałem, momentami wzrosło o 30–50%, a rekordowy Fartcoin był wyceniany 3-krotnie powyżej ceny, za którą go kupiłem. Postawienie stop lossa na każdej pozycji wyczyściłoby mi konto do zera.
W pewnym sensie używam stop losów, ale stop lossem w tym wypadku jest wartość konta, a nie konkretna cena danego coina. Na początku było to 2 k USD, a teraz jest 5 k USD. Skoro wierzę, że w długim terminie większość kryptowalut będzie dążyła do zera, to nawet wybicie się pojedynczej pozycji nie powinno mnie zabić. Co najwyżej będę więcej zarabiał na niej z fundingów. Kluczem jednak jest właściwy dobór instrumentu do shortowania.
Przykład: Dogecoin
Przykładem kryptowaluty, którą bez większych obaw shortowałem, jest Dogecoin. Powodów jest kilka. Pierwszym i najważniejszym jest to, że coin ten sam w sobie nic nie wnosi. Oczywiście można mówić, że jest to oddzielny blockchain, że stoi za nim jakaś technologia, pewna grupa deweloperów, wspiera go Elon Musk i tak dalej. To więcej niż prosty memecoin zbudowany na Solanie, ale wciąż czy to uzasadnia wycenę na poziomie ponad 30 miliardów dolarów? Dla mnie to absurd.
Wycena Dogecoina jest porównywalna do wyceny PKO BP, z tą różnicą, że PKO BP w 2024 wygenerowało 9 miliardów złotych zysku netto. Dogecoin nie wygenerował nic i nie wygeneruje nigdy. PKO BP za 2024 zapłaci dywidendę na poziomie ponad 5%, a w przypadku Dogecoina jak i większości innych kryptowalut nie istnieje pojęcie dywidendy.
Dodatkowo Dogecoin jest monetą inflacyjną. Co roku rośnie jego ilość o 5 miliardów dogów, co przy obecnej podaży daje inflację około 3,5%. Doge to nie bitcoin, którego ilość jest ściśle określona i wynosi 21 milionów. Z każdym rokiem dogów będzie coraz więcej. Tak więc nie mam większych obaw o trzymanie krótkiej pozycji na tej monecie, nawet jeżeli po drodze jej wartość wzrośnie 2–3-krotnie.
I najważniejsze: za trzymanie krótkich pozycji w większości przypadków jestem dodatkowo wynagradzany. Fundingi są najczęściej dodatnie. Czyli nawet jeśli cena Doge delikatnie wzrośnie, i tak jest spora szansa, że będę na tej pozycji na plusie.
Fundingi i wyniki
Obecne półroczne doświadczenia oraz doświadczenia sprzed paru lat pozwoliły mi dokładnie przyjrzeć się fundingom. Nie jest łatwo znaleźć w sieci informacje, jak historycznie kształtowały się fundingi na przestrzeni ostatnich lat. Z niektórych giełd udało mi się pobrać dane za maksymalnie 3 miesiące. Dodatkowo fundingi różnią się znacząco pomiędzy giełdami. Są giełdy, na których strategia działa lepiej, a są też takie, które lepiej omijać szerokim łukiem.
Na razie z moich obserwacji wynika, że fundingi dodatnie zdecydowanie przeważają. Na 225 dni otwartych pozycji tylko 10 dni zakończyło się stratą na fundingach. Jeżeli zsumować fundingi tygodniami, ani jeden tydzień nie był tygodniem ujemnych przychodów. Trudno jednak, żeby było inaczej. Wynika to z wzoru na wyliczanie fundingów, który wyraźnie premiuje pozycje krótkie.
Najwyższą rentowność z fundingów licząc według początkowej wartości pozycji odnotowałem na Fartcoinie — ponad 50% w skali roku. Takie proste liczenie jest jednak błędne, ponieważ Fartcoin w pewnym momencie wzrósł 3-krotnie. Był moment, gdy wartość straty, którą notowałem, wynosiła 200% wartości początkowej pozycji. De facto zarabiałem fundingi od dużo większej pozycji niż początkowo otwierałem.
Pozostałe coiny, które spędziły w moim portfelu przynajmniej miesiąc, odnotowały rentowność z fundingów na poziomie 5–20% w skali roku. Starałem się wybierać coiny z potwierdzoną historią dodatnich fundingów. Finalnie jednak fundingi były jedynie niewielkim dodatkowym dochodem — mniej niż 10% całego zysku, nawet fartcoin w końcu zamknął się z 50% zyskiem.
Refleksje końcowe
Podsumowując, nikomu nie polecam tej strategii. Ludzie mają tendencję do chwalenia się sukcesami, a omijają porażki. Może ze mną też tak jest i finalnie zakończy się porażką. A może mam za sobą 10 porażek z rzędu, o których po prostu nie piszę.
Osobiście po pół roku testów wciąż widzę sens w tym podejściu. Mam wrażenie, że kiedy wchodziłem na rynek krypto, przyświecała mu jakaś wzniosła idea. Ludzie tworzyli ciekawe i wartościowe projekty. Teraz takie idee są już mniejszością. W większości przypadków chodzi tylko o szybki zysk. Popatrzcie tylko co wyczenia Trump i powiązana z nim ekipa.
Codziennie powstają tysiące projektów. Każdy walczy o dostępny kapitał. Każda technologia jest bardziej rewolucyjna od poprzedniej, a w gruncie rzeczy żadna z nich nie zmieniła nic w życiu przeciętnego Kowalskiego czy Smitha. Głównie ludzie spekulują na wzrost lub spadek ceny.
- Czy projekty takie jak Ethereum, Solana, Cardano, Sui, Tron, XRP i wiele innych rzeczywiście zrewolucjonizowały świat? Nie.
- Czy są niezastępowalne? Nie.
- Czy wierzę w długotrwały wzrost ich ceny? Nie.
To nie oznacza, że zamierzam shortować wszystko jak leci — to byłoby zbyt proste. Tutaj trzeba dokonać poważniejszej analizy i założyć kryteria, co nadaje się do shortowania, a co nie.
Nie obiecuję, że artykuł będzie miał kontynuację, ale jeśli masz ochotę podzielić się doświadczeniami, skrytykować mój pomysł lub zaproponować absurdalne projekty do shortowania — pisz śmiało w komentarzach.